Wyspy Ko Phi Phi, choć stosunkowo niewielkie, są najbardziej znanymi tajskimi wysepkami. Swoją sławę zyskały m.in. dzięki filmowi “Niebiańska Plaża” z Leonardo DiCaprio, który był kręcony w zatoce Maya Bay na mniejszej z wysp – Phi Phi Leh. I z tym właśnie obrazkiem większość osób kojarzy to miejsce. My zresztą też (do czasu). Tak czy siak, Phi Phi było na naszej liście “must see” i od początku pobytu w Tajlandii wiedzieliśmy, że chcemy skonfrontować nasze marzenie o raju z rzeczywistością.
Nasza podróż z Ao Nang na Phi Phi
Do tematu podchodziliśmy trochę jak pies do jeża. Po pierwszym słonecznym dniu na Krabi, nadeszły pochmurne. Czekaliśmy, więc na poprawę pogody, aby w pełni rozkoszować się pięknym widokiem. Kiedy nasz czas w Ao Nang dobiegał końca, a chmury dalej przysłaniały niebo, nie było już na co czekać. Zdecydowaliśmy, więc poszukać transportu. Lokalne “informacje turystyczne” oferowały zorganizowane wycieczki, z lunchem na pokładzie i innymi dodatkami, które nie bardzo nas interesowały. Gdy mówiliśmy, że interesuje nas sama przeprawa na wyspy, słyszeliśmy “don’t be like that” 😉 . W końcu udało się. Kupiliśmy bilety na prom + busik do Krabi. Wyjazd z samego rana (ok. 7), powrót po południu. Zarówno busik, jak i prom były pełne. Niektóre osoby miały ze sobą bagaże, co sugerowało, że jadą na Ko Phi Phi na dłużej (popularne są rejsy na Phi Phi i dalej na Phuket). My zdecydowaliśmy się na jednodniową wycieczkę, wyszło jak wyszło, ale i tak nie było już czasu na powtórkę z rozrywki. 😉
Na Ko Phi Phi płynęliśmy 2 godziny, z powrotem tak samo 2, doliczając busa, okazało się, że w drodze spędziliśmy więcej czasu niż na miejscu. Wysiłek, koszt itp. to wszystko byłoby nic, gdyby okazało się, że NAPRAWDĘ było warto.
Wycieczka na Ko Phi Phi – pierwsze wrażenia
Zaledwie postawiliśmy stopy na ziemi (na wyspie Phi Phi Don), po wyjściu z promu, i już czekali ludzie oferujący podwózkę na Maya Bay (znajdująca się obok wyspa Phi Phi Le (Leh)). I powiedzielibyśmy OK, gdyby nie fakt, że życzyli sobie za to więcej niż kosztowała cała wycieczka. 😀 Poszliśmy, więc dalej, może będzie taniej. Idąc tak przez morze straganów ZE WSZYSTKIM, dość szybko doszliśmy do wniosku, że to nie miejsce dla nas. Eh Tajlandia. Jeżeli w Ao Nang jest kicz, to Ko Phi Phi to kicz do kwadratu. Z jednej strony zdaliśmy sobie sprawę, że nie damy rady zobaczyć za dużo, a z drugiej raczej nie chcielibyśmy zostać tu dłużej. Wszędzie tłumy, a na słynnej niebiańskiej plaży, na którą ostatecznie nie dotarliśmy, pewnie jest jeszcze gorzej.
Atrakcje Ko Phi Phi – Monkey Beach
Choć znajduje się naprawdę niedaleko (zlokalizowana tutaj), z powodu wysokich skał, nie da rady dostać się na nią “z buta”. Nie było wyjścia, zdecydowaliśmy się wysupłać trochę bahtów. Kosztowało to 10 razy drożej niż w nieszczęsnym Ao Nang, ale raz się żyje. 😉 Kolor wody naprawdę piękny, a piasek mięciutki i biały jak mąka. Do tego jak sama nazwa wskazuje mieszkają tu małpy, którym niezwykle spodobały się moje buty. O mały włos wracałabym boso.
Makaki w ich naturalnym środowisku to nie był dla nas codzienny widok, siłą rzeczy więc poświęciliśmy im sporo uwagi. Oczywiście nie tylko my byliśmy małpami zainteresowani. Wkrótce stały się one prawdziwymi gwiazdami, a my jak paparazzi próbowaliśmy się dopchać, żeby zrobić im dobre ujęcie.
Z tabliczek “Do not feed the monkeys” turyści oczywiście nic sobie nie robili. Praktycznie każdy miał ze sobą jakieś smakołyki, którymi chciał je zwabić. Dlatego małpy muszą się zmagać z otyłością, a ich brzuchy niemal trą o podłoże.
Oczywiście nie oparliśmy się chęci i wykąpaliśmy się w tej turkusowej wodzie, ryzykując przy tym, że małpki przywłaszczą sobie nasze rzeczy. Było jednak bardzo gorąco, wszak to Tajlandia.
Łódka przypłynęła po nas o umówionej porze. Wróciliśmy na miejsce, z którego odpływaliśmy. Tutaj plaża nie robi już tak wielkiego wrażenia. Woda już nie jest tak przejrzysta, a piasek biały.
Atrakcje Ko Phi Phi – punkt widokowy
To jednak nie wszystko, co w krótkim czasie można zobaczyć na tej wyspie. W poszukiwaniu kolejnych wrażeń, ruszyliśmy w kierunku punktu widokowego “I love Phi Phi” (tutaj). Po pokonaniu wielu schodów, prawie jesteśmy u celu. Tu bez większego zaskoczenia trzeba uiścić opłatę. Na szczęście nie była wysoka, więc powiem szczerze, że w tym wypadku – dla tych widoków – warto!
Czas na tajskiej Phi Phi, którego i tak nie mieliśmy za wiele, mijał szybko. Wkrótce trzeba było wracać na prom.
Po przebiciu się po raz kolejny przez stragany, restauracje, informacje turystyczne, hotele, budowy hoteli i rzesze turystów, przysiedliśmy na chwilę w porcie, po czy poszliśmy na prom.
Zajęliśmy dogodne miejsca i stwierdziliśmy, że obejrzymy fotki. I tu nastała chwila grozy. Okazało się, że nie mamy GoPro. Czyli wszystkie filmiki i wszystkie selfieki z całego wyjazdu przepadły! Na szczęście mieliśmy jeszcze kilka minut. Po szybkiej dedukcji, Hubert niemal z prędkością światła ruszył w stronę portu, do miejsca, gdzie po raz ostatni siedzieliśmy z kamerką.
Ta historia miała, jednak happy end i wyglądał on tak:
Ufff… Można wracać.
Na marginesie: jak oszukują w Tajlandii…
To niestety była jedna z nielicznych, miłych sytuacji, które spotkały nas w Tajlandii. Po wyjściu z promu, ruszyliśmy w stronę busów do Ao Nang. I tu znowu może uda się oszukać naiwnych białasów i wmówić im, że muszą zapłacić za bilet, za który już zapłacili. Tak przekonywali nas dłuższą chwilę. Byliśmy jednak nieugięci i pewni swego, więc w końcu odpuścili i okazało się, że jednak możemy jechać busem bez dodatkowej opłaty. Siedząc w nim obserwowaliśmy jak naciągają innych ludzi, nawet udało nam się kogoś ostrzec, większość jednak po krótszej lub dłuższej rozmowie, płaciła.
Gdzie spać w Ao Nang (a gdzie nie)
To już ostatni nocleg w Ao Nang. Nie będziemy się denerwować, choć łatwo nie jest. 😉 Na szczęście tą ostatnią noc spędziliśmy w naprawdę fajnym miejscu, w którym warto spać w Krabi – Tipa Resort.
Nasz uroczy domek 😉
Ostrzegamy natomiast przed hotelem Aonang All Seasons Beach Resort, w którym spaliśmy wcześniej. Tu znowu (zaskoczenie?) nas oszukano. Mimo iż śniadanie mieliśmy wcześniej opłacone, pokazaliśmy potwierdzenie rezerwacji, na którym było to wyraźnie zaznaczone, na recepcji kazali nam za nie płacić. W pokoju, który do najlepszych naprawdę nie należał, wisiały karteczki-ostrzeżenia, np. w łazience: zniszczysz dozownik od mydła – płacisz, w pokoju: poplamisz kocyk, prześcieradło – płacisz itp. itd. Nie polecamy.
Krótkie podsumowanie naszej podróży do Tajlandii
Wracamy na lotnisko. Znowu długa droga przed nami. Nie skreślamy Tajlandii z naszej listy, ale też nie będziemy oszukiwać i mówić o Krabi w samych superlatywach. Może jesteśmy już trochę zblazowani, np. Hawajami 😉 Jasne, są plusy: jest tanio, ciepło i smacznie, ale są też minusy, o których nie często się mówi. Mam nadzieję, że nikogo nie odstraszyliśmy, bo jedno jest pewne – podróżować warto!
Na koniec jeszcze krótki filmik, znajdziecie go TUTAJ.