Się porobiło! W pewny wczesno wiosenny wieczór narodził się pomysł, żeby w końcu wtoczyć się na Preikestolen i sprawdzić, czy faktycznie jest tam tak szałowo jak niektórzy opowiadają.
Kiedy jechać na Preikestolen?
Wiadomix, że najlepsza pogoda będzie w środku lata, więc padło na lipiec. Nie jest to prawdą objawioną, że Norwegia jest po prostu droga, dlatego rozpoczęliśmy rozkminę jak tu przyoszczędzić na poszczególnych składowych wyjazdu. W pewnym momencie tego zaciskania pasa żona poinformowała mnie, że mówi “pas”. Przekonało ją zapewne spanie na lotnisku, którego miała okazję spróbować na londyńskim Heathrow (i w Kutaisi, i w Baku :D) i bynajmniej nie była zadowolona tego doświadczając 🙂
Ale od czego ma się (przyszłego?) szwagra. Jego reakcja była zgoła inna niż Moniki, a mianowicie “brzmi zajebiście”. Wycieczka na Preikestolen a raczej jej koszt wrzuciłem w podpunkty na końcu tekstu. Najpierw jednak opowiem jak takowy wypad wyglądał.
Wejście na Preikestolen w jeden dzień
04:50 – pobudka o obrzydliwej porze i szybcikiem na lotnisko. Naszą podróż rozpoczęliśmy już dzień wcześniej wyjeżdżając z Warszawy. Na noc zatrzymaliśmy się u siostry szwagra, którą z tego miejsca gorąco pozdrawiam 🙂
06:10 – wylot z Gdańska do Stavanger. Po drodze spanie dzięciołem na niewygodnych wizzowych taboretach.
08:20 – po wylądowaniu jako pierwsi klienci odbieramy nasze czerwono krwiste Ferrari w lifcie Kia Picanto. Tak będzie wyglądać nasza trasa.
09:30 – spokojnym tempem dojeżdżamy do przystani promowej Lauvvik – Oanes. “Rejs” trwa kilka minut, max 10. Można płacić kartą, nawet już podczas przeprawy.
10:00 – meldujemy się na parkingu przed Preikestolen. Przyjemność postawienia tam auta kosztuje nas (sic) 200 NOK, czyli niewiele mniej niż stówę. Można spróbować pokusić się o postawienie samochodu wcześniej niż na samym parkingu, ale nadłożyć trzeba minimum 2 kilometry spacerem.
10:10 – po zjedzeniu pysznego śniadania przygotowanego jeszcze poprzedniego dnia przez kochaną Żonę, ruszamy w górę.
11:40 – jesteśmy na górze! Drogę na Preikestolen ciężko nazwać trekkingiem. W wielu momentach idzie się w tłumie, w towarzystwie dzieci w wieku poniżej 10 lat, osób starszych, psów, kotów no i OCZYWIŚCIE Azjatów. Jest to jednak bardzo ciekawy szlak (bardzo dobrze oznaczony literami T) z malowniczymi krajobrazami. Ma kilka mocniejszych momentów, gdzie wchodzi się po schodach, a po za tym jest dość płasko. Do przejścia z parkingu jest około 4 kilometry.
Pokręciliśmy się na górze, żeby złapać jak najlepsze kadry. Jest kilka punktów widokowych, z których można obfotografować tą słynną półkę skalną. Mi najbardziej przydał do gustu ten po drodze na Preikestolen (od strony ścieżki z parkingu) i wygląda on tak jak pierwsze zdjęcie z tego wpisu oraz z góry, która przedstawiona jest na fotce tytułowej. Aby dostać się do tej drugi należy kilkadziesiąt metrów przed wejściem na Preikestolen skręcić w prawo (dobrze oznaczony szlak) i okrążyć wzniesienie. Widoki naprawdę robią wrażenie! Wysiłek został godnie wynagrodzony. Osobom z lękiem wysokości nie polecam patrzenia w dół. Nie jest też najlepszym pomysłem zbytnie wychylanie się. Potknięcie grozi swobodnym spadaniem z 600 metrów, które może się źle skończyć! 🙂
Szwagier postanowił wykorzystać okazję i zapunktować u mojej siostry.
14:30 – jesteśmy z powrotem na parkingu. Głodni postanawiamy zatroszczyć się o odpowiednią strawę. Wtem do głowy wpada nam pomysł, aby zorganizować sobie ognisko. Wszak kiełbasa, której mamy pod dostatkiem, najlepiej smaczy prosto z ognia. W necie szybko sprawdzamy czy w Norwegii na luzie można rozpalać ogień itd. i okazuje się, że jest ok. Pozostaje poszukać miejsca…
15:40 – udaje nam się znaleźć 5 gwiazdkową miejscówkę przy plaży z widokiem na na fiord (gdzieś po drugiej stronie jest zdobyte niedawno Preikestolen). Zero ludzi, jesteśmy zachwyceni. Pozostaje znaleźć jakieś drzewo i rozpalić ogień. Do rozpałki mamy trochę papieru i zapalniczkę, którą Monika używa do podpalania romantic świeczek w domu. Po nierównej walce mamy to! Czujemy się jak Tom Hanks, który rozpalał ogień na tej wyspie co był tam sam w tym filmie “Castaway” 😉
18:00 – jest na prawdę uroczo. Żona przygotowała mi również małą wyprawkę (żeby było zdrowiej), więc nie jemy suchej kiełby z ogniska, a pomidorki i inne warzywka! Mieliśmy jeszcze coś tam zwiedzać, ale łapiemy totalnego lenia i czilujemy na plaży. W końcu jednak postanawiamy ruszyć dupy i jedziemy na punkt widokowy z którego podziwiać można Preikestolen od drugiej strony.
19:40 – kręcimy się po okolicy podziwiając widoczki, a mój dzisiejszy komapniero chyba zaczyna się już nudzić, bo tradycyjnie przysypia w samochodzie, więc stwierdzamy, że powoli kierować się będziemy w stronę lotniska, na którym czeka nas nocleg.
20:00 – łapiemy powrotny prom. Kursują często i podobno do późna, więc nie ma problemu jeżeli chcielibyście zabawić na Preikestolen na dłużej lub np. zobaczyć tam zachód słońca.
21:40 – wybieramy nieco okrężną drogę na lotnisko i w końcu dojeżdżamy. Po drodze tankujemy. Pomimo późnej godziny jest wciąż jasno.
21:50 – wpadam na pomysł, że spanie na lotnisku z aparatami może być niekomfortowe, bo przecież trzeba tego pilnować. Zostawiamy więc samochód na parkingu “return a car” (auto mamy wykupione do rana), a w nim wszystkie rzeczy, które chcemy żeby wróciły z nami do Polski 😉 Kiedy informujemy ziomków z wypożyczalni, że oddamy klucz rano mówią “no problem”.
23:00 – ogarniamy sobie miejsce do spania – lotnisko Stavanger jest jednym z lepszych miejscówek do spania jakie widziałem. O tej porze jest super cisza i spokój, a na górze (na poziomie gdzie jest kontrola bezpieczeństwa oraz o piętro wyżej tam gdzie jest restauracja) są super miejsca do spania i wielu ludzi korzysta z tej opcji. Na miejscu są super czyste toalety z wodą w kranie, która jest lepsza niż woda źródlana w Polsce. Po dłuuuugim dniu zapadamy, więc w dość mocne sny. Aż do tego stopnia, że ciężko nam wstać przed 8:00 następnego dnia, żeby wyciągnąć rzeczy z auta i oddać klucze. Rano ogarniamy sobie kawę, jemy śniadanie, a resztę czasu przed lotem powrotnym do Gdańska spędzamy na graniu w szachy (za kontrolą bezpieczeństwa).
To był udany wyjazd choć szkoda, że bez żony!
Wycieczka na Preikestolen. Kosztorys dla 1 osoby (w podróży 2 osoby):
- Loty Gdańsk – Stavanger – Gdańsk: 0 PLN (kupione za punkty Wizz Air, zbieram z kartą Raiffeisen). Dla szwagra już nie starczyło punktów i zapłacił 128 PLN;
- Wypożyczenie auta: 270 PLN czyli 135 PLN;
- Opłaty drogowe + ubezpieczenie samochodu: 300 NOK czyli 150 NOK/osoba = 69 PLN;
- Paliwo: 100 NOK czyli 50 NOK/osoba = 23 PLN;
- Prowiant kupiony w Polsce: 50 PLN
- Kawa na lotnisku: 50 NOK czyli 25 NOK/osoba = 12 PLN;
- Parking pod Preikestolen: 200 NOK za auto czyli 100 NOK/osoba = 46 PLN;
- Prom do Oanes: 240 NOK w dwie strony czyli 120 NOK/osoba = 55 PLN;
- Nocleg na lotnisku w Stavanger: 0 PLN;
- Napoje w Norwegii: 0 PLN (pyszna woda z kranu! 😀 ).
- Ognisko nad fiordem: ahhhhh bezcenne!
SUMA: 390 PLN od osoby 🙂
Podobał Ci się ten wpis? Polub nasz profil na Facebooku.
*****
Świetne zdjęcia i super relacja! Dzięki.
Zazdroszczę takiego wyjazdu. Zdjęcia piękne.
Ahhh, pochłonęliśmy wpis na jednym tchu! Szybka, norweska akcja, nie ma co! 🙂
To się nazywa mistrzostwo obcinania kosztów 😉
Na Preikestolen byłem w ubiegłym roku i żałowałem, że nie mogę zostać na noc. Chętnie bym zobaczyć jak wygląda wieczorem oraz rano po przebudzeniu 🙂
Cześć, Jak można dostać się z lotniska bez wypożyczenia samochodu ?