Że niby nie po drodze? Prawda, nie bardzo. Że już byliśmy w Wenecji? Zgadza się. Że zarzekaliśmy się po ostatniej podróży do Włoch, że na jakiś czas odpuszczamy sobie Italię? Tak było. Więcej grzechów nie pamiętam, a żadnego z wymienionych nie żałuję. Zapraszamy w Dolomity… i do Wenecji!
Dlaczego Dolomity i po co ta Wenecja?
Bo co zrobić, jeżeli cały wszechświat sprzysiągł się i nawet jak bardzo nie chcemy, lądujemy we Włoszech. A miała być tylko przesiadka w Bergamo i dalej do… Czarnogóry. Cały plan opracowany, noclegi wybrane, a potem zmiana godziny lotu i klops. To się nie uda. Nie damy rady. A może by jechać w Dolomity? Chcieliśmy przecież jechać w Dolomity. Kiedyś. Ale czasem kiedyś jest bliżej niż myślisz. 😀
Dlaczego nie Wenecja? Przecież mogliśmy od razu mknąć w góry… Z kilku powodów. Po 1., bo nam się miasto kanałów podobało i chcieliśmy sprawdzić, czy za drugim razem będzie tak samo piękne jak za pierwszym. I tak – jest mega turystycznie, dużo ludzi, ale jest też jedyne w swoim rodzaju, wyjątkowe. A po 2., bo gdzie zabrać kogoś, kto pierwszy raz leci samolotem i pierwszy raz ląduje we Włoszech? Pozdrawiam Mamo! 🙂 My wybraliśmy Wenecję.
Zwiedzanie Wenecji
Nasz przepis na Wenecję? Włóczenie się wąskimi uliczkami, chodzenie setkami mostków nad kanałami, gapienie się na ludzi w gondolach. W końcu i tak trafiamy do najważniejszych atrakcji jak wiecznie oblegany most Rialto, Plac św. Marka czy Canale Grande. W międzyczasie oczywiście pyszna pizza i obowiązkowo lody – bez tego nie obędzie się żaden wyjazd do Włoch.
Muszę powiedzieć, że mamy dużo szczęścia do Wenecji, za każdym razem wita nas wspaniałą, słoneczną pogodą. Zadowoleni, wieczorem możemy ruszać dalej. Nocleg zaplanowaliśmy w małym, sennym miasteczku Barcis, którego rytm dnia wyznaczają… kościelne dzwony. Na miejsce docieramy już w nocy, więc niewiele widać. Rano jednak, oprócz wspomnianych dzwonów, budzi nas taki widok:
Nasz pierwszy raz w Dolomitach
Tak wygląda panorama z okna naszego domku, który swoją drogą sam w sobie był uroczy.
Mieszkaliśmy po stronie z otwartymi okiennicami. Możemy szczerze polecić to miejsce. Jakby ktoś szukał, to tu – Albergo Diffuso – Cjasa Ressa.
Samo miasteczko, choć małe, obfituje w piękne widoki. Kilka kroków od domku i jesteśmy nad jeziorem – Lago di Barcis.
Prawda, że sielsko? I całe dla nas 🙂 Żadnych turystów, żadnych ludzi w ogóle. Cisza, spokój.
Jest cudnie, ale chcemy więcej. Jedziemy dalej. A droga sama w sobie jest przyjemnością. Z czasem góry robią się coraz wyższe.
A dokąd nas zaprowadzi ta droga? Dowiecie się w następnym poście. 🙂