Święta, święta i po święta można by rzec… 😀 Ale na Jukatanie nie odczuliśmy żadnej różnicy w tym, jaki jest dzień roku. Z drugiej strony, ciężko sobie wyobrazić, żeby w miejscu tak turystycznym, pozamykać wszystko i zająć się świętowaniem, w momencie, gdy przecież można najwięcej zarobić. Nasz plan na po Świętach był całkiem ambitny, a na początek postanowiliśmy zobaczyć Tulum. Postanowiliśmy w końcu też stać się bardziej mobilni i spróbować wypożyczyć samochód. Spróbować to było kluczowe słowo w tym czasie.
Wypożyczenie samochodu w Meksyku
Tak naprawdę w żadnej podróży nie mieliśmy takiego problemu z wypożyczeniem auta jak w Cancun w okresie około świątecznym. I nie chodzi tylko o ceny, które poszybowały w górę. Zaklepaliśmy sobie autko przez internet w jednej z renomowanych wypożyczalni, opłaciliśmy, wszystko jak trzeba. Jedziemy zadowoleni taksówką, a na miejscu co się okazuje? Nie mamy samochodów, przykro mi, wszystko zajęte. Ok, wypożyczyliśmy auto, którego nie ma? Przepraszamy, bla bla, idźcie do konkurencyjnej wypożyczalni obok. No to poszliśmy, przygotowani, że nieźle z nas zedrą. Co się okazuje? W Hertzu również aut brak. Ekhm.
Co robić? Wróciliśmy do hotelu, rozejrzeliśmy się, obok jest jakaś wypożyczalnia – chodź sprawdzimy. Kolejny raz przekazano nam smutne wieści, ale pod naszym naciskiem, pracownik zaczął gdzieś dzwonić i ok, może załatwić jakieś auto, ale za 100$ za dzień. Najs. Dużo, ale w obliczu braku innych opcji, zaczęliśmy się głośno zastanawiać. Nasze problemy zauważył pracownik hotelu i polecił wypożyczalnię w Ibisie. Tak, tam, gdzie mieszkaliśmy, pod naszym nosem. Wypożyczalnia, a właściwie stanowisko, którego nigdy wcześniej nawet nie zauważyliśmy, okazało się naszym wybawieniem. Dostaliśmy autko, co prawda nie w żadnej znanej wypożyczalni, ale znacznie taniej, no i co najważniejsze – było i jechało. Jedyny problem, to to, że Pan, z którym zawieraliśmy umowę prawie nie mówił po angielsku, a my po hiszpańsku też nie bardzo. Z pomocą przyszedł nam recepcjonista i jakoś udało się wszystko załatwić. Ok, to skoro już się wyżaliłam z naszym problemów pierwszego świata, to mogę polecić wypożyczalnię – Concord w hotelu Ibis Centro Cancun. Zatem jedziemy do mojego wymarzonego TULUM.
Tulum – czy warto?
Nie wiem czemu, chyba za dużo zdjęć w internetach się naoglądałam, ale w głowie na dobre zakotwiczyła mi myśl, że to miejsce jest tak piękne, że piękniej już chyba być nie może i to właśnie tu MUSZĘ być, będąc w tej części świata. Lekkie rozczarowanie jednak już czaiło się za rogiem. No cóż, spodziewałam się turystów, ale w Tulum okazało się ich znacznie więcej niż w moich wyobrażeniach. Może gdybyśmy rano przyjechali… Ale przez problemy, które opisałam wyżej, straciliśmy pół dnia i wyszło jak wyszło. Do nieprzyjemnych wrażeń dorzucić można mocną chęć dorobienia się Meksykanów na tej, bądź co bądź, wspaniałej atrakcji. Zaczęło się od płatnego parkingu, potem oferowano nam podwózkę kolejką (może kilkaset metrów) i bilet bez stania w kolejce, no i jeszcze ciekawy wymysł – dodatkowa opłata za używanie aparatu lub kamery, zdaje się 45 pesos. Aha. Nie mówiąc o wejściówce, którą i tak się płaci.
Z tą kamerą to przesada, nie płaciliśmy i nikt tego nie sprawdzał. Na szczęście pewien niesmak, jaki dało się odczuć przed wejściem na teren ruin miasta Majów, zrekompensowały widoki, naprawdę jak z pocztówek. Mimo wszystko, warto tu być. Tulum w Meksyku zdecydowanie daje radę.
Co zobaczyć w Tulum?
Same ruiny może niekoniecznie nas kręcą, ale to w jakim miejscu są zlokalizowane, robi wrażenie. Jest turystycznie, nie będziemy nikogo oszukiwać, ale nie bez powodu. Zresztą sami jako turyści dokładamy do tego biznesu swoją cegiełkę.
Pogoda nam dopisała. Pot spływał z czoła, a błękit Morza Karaibskiego aż bił po oczach.
Po wyjściu z terenu ruin, najlepszym pomysłem wydawała nam się kąpiel w morzu. Plaże na szczęście są już bezpłatne. I te w Tulum naprawdę dają radę.
Co było dalej? Dla odmiany – coś różowego i coś bardzo starego.
Bajecznie. Po takich widokach problemy z wypożyczeniem auta szybką blakną 😉
Teraz co chwilę się pokazują promocyjne loty do Cancun, a stamtąd do Tulum juz rzut beretem… Namawiam męża (który już odwiedził Meksyk i nieco kręci nosem) ale mam nadzieję, że w końcu się uda bo to jeden z pierwszych numerów na mojej liście krajów do odwiedzenia, również ze względu na Tulum właśnie 🙂
Pozdrawiam!
Ilona
http://www.cheapholidayperfectstay.blogspot.com
A czy nie jest tam niebezpiecznie?Czy organizacja wycieczki na własną rękę nie jest ryzykowna?Serdecznie pozdrawiam.
Z własnego doświadczenia możemy powiedzieć, że czuliśmy się bezpiecznie i żadne przykre sytuacje nas nie spotkały.