Wyjazdy typu Tajlandia na własną rękę co roku zyskują na popularności wśród naszych rodaków. Wiele osób już odwiedziło ten azjatycki kraj, wiele osób spotkaliśmy na miejscu (co potwierdziło prawdziwość tej opinii) i pewnie jeszcze więcej tutaj się wybierze. Na nasz pierwszy raz w Tajlandii wybraliśmy chyba jeden z najbardziej oczywistych regionów, jakie przychodzą na myśl w kontekście “krainy tysiąca uśmiechów”, bo tak bywa określana. Czy słusznie, o tym dalej. Zacznijmy jednak od początku.
Nasza podróż do Tajlandii. Jak lecieliśmy?
A na początku był Rzym, potem Stambuł, Kuala Lumpur i w końcu Krabi. Oczywiście przed podróżą zastanawialiśmy się, czy wybrać Krabi czy Phuket, ale na końcu stanęło na tym pierwszym. Kto się trochę orientuje w promocjach lotniczych to już na pewno wie, że lecieliśmy Turkish Airlines. Do Rzymu dolecieliśmy Wizzairem, a na Krabi tanio się lata Air Asią. Podróż była długa, ale przy okazji mieliśmy trochę czasu, żeby zjeść włoską pizzę i pospacerować po jednym z naszych ulubionych miast oraz zobaczyć słynne Petronas Towers.
Kuala Lumpur: dojazd z lotniska do centrum
Międzynarodowy port lotniczy w Kuala Lumpur jest naprawdę wypasiony. Jedyna jego wada, że położony jest dość daleko, bo ok. 50 km od centrum miasta. Można dojechać taksówką, co przy dobrych wiatrach trwa (czyt. bez korków) ok. godziny + trzeba uważać, żeby nie zostać oszukanym lub wybrać najszybszą i moim zdaniem najwygodniejszą opcję, czyli pociąg. Pociąg, a raczej szybka kolej KLIA express jedzie bezpośrednio (bez żadnego przystanku po drodze) do KL Sentral. Podróż trwa ok. pół godziny, a bilet w jedną stronę kosztuje 35 RM (+/- 33zł). Jest darmowe wifi, więc po drodze można sobie jeszcze fejsa sprawdzić. 😉 Aha, jest jeszcze trzecia i chyba najtańsza opcja – autobus, ale nie testowaliśmy, więc nie powiem jak w praktyce to wygląda.
Po mieście łatwo można poruszać się metrem, które jest tanie, lub taksówkami, które też są tanie, ale kierowcy nie zawsze uczciwi, więc najlepiej włączyć swój gps w telefonie i powiedzieć o tym panu, który nas wiezie. 🙂
Mimo ostrożności, raz daliśmy się oszukać, dodatkowo kierowca na naszych oczach nacisnął licznik, który magicznie podniósł stawkę za przejazd. Kwota ta mimo jego zabiegów nadal nie była duża, a my zmęczeni, więc odpuściliśmy.
Krótkie zwiedzanie Kuala Lumpur
Wieczór spędziliśmy w okolicach Petronas Towers. Zjedliśmy kultowe malezyjskie danie – Nasi Lemak i wróciliśmy do hotelu.
Rano wyglądamy przez okno, a tu taki widok. Kuala Lumpur to naprawdę ogromne miasto, w którym mieszają się różne narodowości i religie (przeważa islam – ok. 64% ludności). Wszyscy jednak siebie wzajemnie akceptują i szanują, w dodatku są bardzo mili i pomocni dla turystów (no może oprócz taksówkarzy, którzy też są mili, ale… spójrz wyżej 😉 ). Klimat jest tropikalny, jest duża wilgotność, więc cały czas jesteśmy spoceni. Spacerowanie po Kuala Lumpur jest średnio przyjemne. Ruch na ulicach lewostronny, a dodatku w typowym stylu azjatyckim, więc trzeba uważać. Nas to miasto jakoś szczególnie nie urzekło. Jest dość męczące w naszym odczuciu. Z delikatną ulgą, następnego dnia skierowaliśmy się ponownie na lotnisko. Tym razem było to lotnisko KLIA2, które obsługuje budżetowe linie, takie jak Air Asia. W rzeczywistości jest to duże centrum handlowe z lotniskiem. 🙂 Tak samo można tu dojechać pociągiem. Odległość między jednym a drugim lotniskiem to 3 minuty, więc jeżeli byście się np. pomylili i wysiedli nie na tym co trzeba to nie ma bólu.
Lot z Kuala Lumpur do Krabi
Lot trwa niecałą godzinę. Widoki zmieniają się znacznie. Lotnisko w Krabi jest małe, okolica bardziej “wiejska”, jest dużo więcej zieleni. Nie ma już wieżowców ani kilkupasmowych dróg. Na lotnisku wybieramy popularny wśród turystów środek transportu, czyli autobus, który jest trochę jak taksówka, bo rozwozi wszystkich pod wskazany hotel. Trochę to trwa, ale jesteśmy bezproblemowo na miejscu, no i tanio, bo bilet kosztuje 150 baht, czyli jakieś 15 zł/os.
Tajlandia na własną rękę: Ao Nang
No cóż, można powiedzieć, że wiedzieliśmy na co się piszemy. Jednak to, co zastaliśmy na miejscu nieco nas przeraziło. Ao Nang to w 100% sztuczny twór, który powstał, aby zaspokoić wszelkie potrzeby turystów, czyli (niestety) również nasze. Sklepik obok sklepiku, restauracja przy restauracji, wszyscy tylko czekają abyś zostawił im trochę bahtów. Ceny to rzecz umowna, dla jednych wyglądasz na takiego, co zapłaci 300 bahtów, kto inny oceni Cię na 100. Targować się można, a jakże, ale tutaj możesz się spotkać z dużą arogancją Tajów. Przykładowo podasz za niską cenę – każą Ci wyjść ze sklepu. Mówisz, że kupisz obok taniej – odpowiedzą “Yes, you can”. Dla zdrowia psychicznego – najlepiej ograniczyć zakupy do minimum. No chyba, że lubisz jak ktoś Cię traktuje jak chodzący worek pieniędzy. Spacerując tym zacnym “pasażem” dowiedzieliśmy się również, że Tajowie (przynajmniej tutaj) nie czekają na nas. Ale jak to? A no tak to, oni czekają na Szwedów, Finów czy innych Skandynawów, bo już wiedzą, że oni mają najwięcej pieniędzy i wcale nie kryją się z tym, a nawet otwarcie o tym mówią. Miło. “Kraina tysiąca uśmiechów” to na pewno nie Ao Nang.
Mimo że mieszkańcy są do nas nastawieni jak powyżej, to miejsce ma jednak jakieś atuty. Nadal jest w miarę tanio, jedzenie jest naprawdę dobre, widoki przyjemne, a woda w morzu bardzo ciepła. Turyści, więc przyjeżdżają i będą przyjeżdżać. Skandynawów tylko trochę mniej, chyba mają już dość tego wszechobecnego kiczu.
Przechodząc jednak do pozytywnych rzeczy. Listopad w Polsce sami dobrze wiecie jak wygląda. Tutaj wygląda tak: 30 stopni C, krótkie spodenki non stop, woda ciepła jak zupa, czasem jakieś chmury zawisną, a nawet spadnie deszcz, ale dalej jest gorąco. Gdy ktoś zatem zapyta: Może Tajlandia na własną rękę? Odpowiadamy: o tak!
Co zobaczyć na Krabi?
O Ao Nang w Tajlandii można powiedzieć wiele złego, plaże też może znajdziecie lepsze. Ale ta tutaj wcale nie jest zła. Przede wszystkim jest długa, każdy znajdzie dla siebie miejsce. Widoki całkiem zacne. A jak Wam się znudzi to już na wodzie bujają się “longboat’y” gotowe, aby Was zawieźć na jedną z licznych pięknych plaż w pobliżu. I to był kolejny z powodów, dla których tu się znaleźliśmy.
Co tu dużo gadać, tak właśnie wyglądał nasz pierwszy dzień: aklimatyzacja i plażing. Do długich, drewnianych łódek, początkowo podchodziłam z pewnym dystansem. Nie wyglądały jakoś super stabilnie ani bezpiecznie, no i ten śmieszny silnik. Zasad BHP nie odnotowano. Ale już od drugiego dnia te właśnie łódki stały się naszym ulubionym środkiem transportu.
Gdzie zjeść w Ao Nang?
Plażingiem też się można zmęczyć, a przynajmniej zgłodnieć. 😉 Na pierwszy obiad coś bardzo oczywistego – Pad Thai z krewetkami w Wanna’s Place. Uwaga uzależnia. 🙂
Dla samego Pad Thaia chce się wrócić do Tajlandii 🙂
W listopadzie, zachód słońca jest dość wcześnie, bo ok. 18. To szczególnie ważna wiadomość dla śpiochów – Wasz dzień (w sumie nasz też czasem) nie będzie zbyt długi. Niestety po zachodzie słońca w Ao Nang nie ma zbyt wielu rozrywek. Oczywiście wciąż możecie udać się na “szopping” lub do restauracji – te chyba są czynne całą dobę, ale na żaden klimat ani urok tam nie liczcie.
Można też iść na spacer brzegiem morza. Ta opcja jest chyba najlepsza.
Podsumowując: jeżeli planujecie wyjazd typu Tajlandia na własną rękę, zastanówcie się dwa razy zanim pojawicie się w Ao Nang. Da się żyć, ale są lepsze miejsca w “krainie tysiąca uśmiechów”.
Bylem w Tajlandii w tym samym czasie co Wy. Z ciekawosci przeczytałem pierwszy artykuł na Waszym blogu… Mam wrażenie że byłem w innym kraju 😉
1. Mała powtórka z geografii. Tajlandia leży blisko równika i dzień zawsze trwa 12h (nie tak jak u nas) i zachód słońca jest o 18 +/- 30min
2. Z tego co przeczytałem chyba bliżej Wam do Malezji niż do Tajlandii.
3. Tajowie czy Tajki czekają na pieniądze Szwedów … W Go-Go barach. Na ulicy nigdy sie nie spotkałem z wyrzucaniem/wypraszaniem.
Sam fakt targowania się ma swój urok 🙂 i obojętnie jak się kończyło zawsze słyszałem “kapunka”
4. Jedzenie super – ale na ulicy a nie w restauracji. Trzeba się przełamać.
Na koniec.
Tajlandia jest super – warto tam pojechać i zobaczyć.
Niestety Wasz wpis trochę zniechęca. 🙁
Dzięki za komentarz. Nie chcieliśmy bynajmniej nikogo zniechęcić. Przedstawiliśmy tylko jak to wyglądało z naszej perspektywy i nie są to historie wyssane z palca, uwierz 😉 Co do Szwedów, a raczej ogólnie Skandynawów, to swój smutek z powodu ich niskiej frekwencji wyrażała m.in. jedna z osób zachęcająca nas do wejścia do restauracji na obiad i nie był to go-go bar :D. Sytuacji, w których próbowano nas naciągnąć na kasę, a czasem wręcz oszukać było dużo, a byliśmy tylko 5 dni. Być może opiszę niektóre w kolejnych postach. Mimo wszystko, są również pozytywne rzeczy i dlatego damy jeszcze szansę Tajlandii.
Bardzo lubię Twoje opisy !! Zdjęcia również świetne !! A Tajlandia… dodaję do listy “must see” 🙂 Czekam na dalszy ciąg! Pozdrowienia !!! 🙂
Dzięki za tak pozytywny komentarz 😉 Ciąg dalszy nastąpi 🙂
Dobrze napisaliście. Tajlandia się ludziom podoba tylko i wyłącznie dlatego, że jest tanio. Jak jeżdzą na zachód albo do droższych krajów i ktoś próbuje ich kantować to wielkie larum! Jak pojadą do Tajki gdzie jest tanio i ktoś ich dyma na kase to już spoko bo bogaczewo przyjechało i może sobie pozwolić.
Niestety, też mieliśmy takie spostrzeżenia
przyznam szczerze,że jestem lekko zdziwiona Waszym odbiorem Tajlandii. też trochę smakuję świata i zdecydowanie jest to dla mnie nr 1,jeśli chodzi o kierunek podróży. Tajowie są przemili,bezinteresownie mili,pomocni,ja naprawdę czułam się tam jak w “krainie uśmiechu”,a po dłuższym czasie nawet jak w domu. być może leży to wyborze kierunku (nie byłam na Ao Nang,możliwe,że tam faktycznie wszyscy są nastawieni na “dojenie” turystów),może też w tym,że spędziliście tam bardzo mało czasu,ale bardzo polecam dać jej kolejną szansę,bo to jeden z najpiękniejszych krajów na świecie! 🙂 ze swojej strony ciekawa jestem też Waszego odbioru Kuala Lumpur i ogólnie Malezji. wybieram się tam w przyszłym roku na 3 tygodnie,więc chłonę każde informację na jej temat. widzieliście tylko Petronasy,czy może udało Wam się zwiedzić coś jeszcze? nie myśleliście,by zostać tam dłużej? czy tylko traktowaliście Malezję jako miejsce przesiadkowe w podróży do Tajlandii?
Cześć. Jak pewnie zauważyłaś, nie należymy do osób, które mają czas i ochotę podróżować miesiącami, ale powiem Ci że 5 dni w Ao Nang zupełnie nam wystarczyło, żeby poznać “klimat” tego miejsca, a raczej jego brak. Oczywiście nie stronimy od typowo turystycznych miejsc i zdajemy sobie sprawę jaki prawami się one rządzą, ale oszukiwania nie znosimy nie ważne czy ogólnie jest drogo czy tanio jak w Tajlandii. Nie doświadczyliśmy ze strony Tajów żadnej bezinteresownej pomocy, mili byli dopiero jak zobaczyli bahty przed oczami. Nie oceniam całej Tajlandii, mówię o konkretnym miejscu. I tak wrócimy do tego kraju i do Kuala Lumpur w przyszłym roku, więc jeszcze szansę dostaną;). Co do Kuala Lumpur nie mieliśmy dużo czasu na zwiedzanie, więc wiele nie powiem, choć pierwsze wrażenie też się liczy i jak mnie miasto nie urzeka, choć o dziwo ludzie byli milsi, pytali czy pomóc bezinteresownie na ulicy widząc nasze lekkie zagubienie. Spotkaliśmy również w samolocie jednego Malezyjczyka, z którym cały lot (co prawda godzinny) bardzo dobrze się rozmawiało, na tyle że pokazywał nam nawet swoje zdjęcia ślubne:). Jak mówiłam lecimy do KL w przyszłym roku, więc może uda się coś więcej zobaczyć, choć znowu będzie to tylko lot “przesiadkowy” (jest to główna baza AirAsia). Wybierasz się tylko do KL czy coś innego masz w planach?
hej Monika! koniecznie musicie wrócić do Tajlandii,bo nie mogę tego przeżyć,że takie macie nie do końca miłe odczucia! trzymam kciuki,byście następnym razem trafili do miejsca,które Was urzeknie 🙂 do Malezji lecę na 3 tygodnie. kupując tanie bilety w promocji turkish airlines traktowałam ją raczej jak miejsce przesiadkowe,ale im więcej zaczęłam o niej czytać,tym więcej chciałam jej zasmakować. w efekcie końcowym zaplanowałam zwiedzić ją wzdłuż i wszerz 🙂 i tylko na Malezji się skupić. Kuala Lumpur, Penang, Cameron Highlands, Langkawi, Redang, Melakka – taki jest plan 🙂 pozdrawiam Was ciepło :*
HEJ:) A z ciekawości (jeśli można wiedzieć;)) gdzie byłaś w Tajlandii? Wybieramy się tam jeszcze – może coś polecisz? I w jakim terminie lecisz do Malezji? Może się zbiegnie z naszym;)
Jak sie wybieracie do Tajlandii znowu to polecam wyspe Ko Phayam – cisza, spokoj, nie ma samochodow, turystow jednorazowo 300 na calej wyspie, prad tylko od 18-24.
brzmi rajsko:) mam nadzieję, że będzie okazja sprawdzić