Będąc na Maui nie sposób nie wspomnieć o plażach. Jest ich tu bowiem najwięcej na Hawajach. Biorąc pod uwagę, że wyspa jest tylko w 1/4 zamieszkana i zurbanizowana, a turystów jest dużo mniej niż np. na Oahu, może się okazać że rajską plażę będziemy mieli niemal do własnej dyspozycji. Dodatkowo wybór jest ogromny, bo na Maui znajdziemy zarówno plaże o piasku w kolorze bieli, złota, szarości, czerwieni, a nawet czerni. Dla miłośników plażingu jest to, więc miejsce wymarzone. Najpiękniejsze plaże na Hawajach są na Maui!
Podobno wszystkich plaż na Maui jest aż 81. Kilka dni nie wystarczyło, więc abyśmy mogli zobaczyć każdą z nich. Wśród tych które z jakiegoś powodu nas urzekły możemy wymienić:
Makena Big Beach & Little Beach
Długa i szeroka piaszczysta plaża, jedna z najpiękniejszych na Maui (w sumie ciężko wybrać jedną najlepszą). Znajdziecie ją tutaj. Często pojawia się na pocztówkach. Można by pomyśleć, że będzie tu dużo ludzi. Jak widać niekoniecznie. Pierwsza odwiedzona przez nas plaża i pierwsze pozytywne zaskoczenie. No i ten kolor wody!
Tuż za Big Beach, znajduje się mała, kameralna Little Beach. Wystarczy wspiąć się na niewysoką skałkę, aby za chwilę znaleźć się na drugiej plaży. Z Little Beach jest tylko jeden “problem”. To plaża nudystów. Fotek, więc nie będzie. Jeżeli ktoś ma ochotę na wypoczynek bez ubrań musicie nam uwierzyć, że ciężko o lepsze miejsce 😉
Na Big Beach zostaliśmy do wieczora i zastał nas piękny zachód słońca.
Kanaha Beach
Na tę plażę trafiliśmy w poszukiwaniu żółwi, nie nastawialiśmy się na żadne rewelacje. Żółwi co prawda w tym miejscu nie odnotowaliśmy, ale widoki – miazga. 😉
Kanaha to długa plaża z miękkim piaskiem i przejrzystą, turkusową wodą. W tle niemal zawieszone nad górami chmury. Znajdziecie ją niedaleko lotniska na Maui. Miejsce bardzo popularne wśród kitesurferów. Jak dla mnie bajka 🙂
Ho’okipa Beach
Pozostając w temacie żółwi, bo to znowu one nas przywiodły na kolejną plażę, moim zdaniem są wystarczającym powodem, aby to miejsce odwiedzić. Na Hookipa Beach przypływają regularnie i wygrzewają się na piasku, nie zwracając uwagi na plażowiczów. Dlaczego żółwie upodobały sobie właśnie tę plażę, nie wiadomo. Wiadomo, że są i je widzieliśmy (w końcu 😉 ).
Najczęściej pojawiają się w godzinach wieczornych, wtedy jest ich naprawdę dużo. Czasem można je spotkać również w dzień. Do żółwi nie można podchodzić bliżej niż na 15 stóp, bo można dostać wysoki mandat. Na plaży jest nawet osoba, która pilnuje żeby nikt nie zakłócał ich spokoju, notuje ile żółwi się tu pojawia, o jakich godzinach itd. Można powiedzieć, że to taki strażnik żółwi.
Co do samej Hookipa Beach – jest ładna, ale nie powalająca. W porównaniu z poprzednimi wypada moim zdaniem blado. Ale dla żółwi – warto.
Baldwin & Paia Beach
Baldwin Beach jest ładna, ale sporo na niej ludzi. Idąc niewiele dalej (w kierunku Paia Bay) traficie na niemal pustą plażę i wcale nie gorszą. Szczerze to nie wiem jak się nazywa, dla mnie to plaża obok Baldwin 🙂 Można było poczuć się tutaj naprawdę swobodnie. W wodzie pływały żółwie, jednak nie wychodziły na brzeg. Czasem tylko pomachały.
Nie chcę być monotonna, ale co zrobić, znowu było rajsko! Relaks na 100%.
Niektórzy, aż skakali z radości. 🙂
Keawakapu Beach
Jakby ktoś przykładał mi pistolet do skroni i kazał koniecznie wybrać jedną, ulubioną plażę na Maui to byłaby to Keawakapu Beach. Najpiękniejsze plaże na Hawajach są na Maui! A na Maui najpiękniejsza jest właśnie Keawakapu (plażuj tutaj).
Tutaj oprócz pięknych widoków, można znaleźć doskonałe warunki do kąpieli, co wcale nie zdarza się tak często. Fale niewielkie, woda płytka, przejrzysta i ciepła.
Kapalua Beach
Na koniec małe rozczarowanie, czyli Kapalua Beach (w północno-zachodniej części Maui). Plaża występuje często w różnych rankingach jako jedna z najpiękniejszych na Maui, nas jednak nieszczególnie zachwyciła. Jest mała, otoczona luksusowymi hotelami i brak na niej hawajskiego luzu.
Przy okazji, będąc tu, byliśmy świadkami małej uroczystości. Tak, chodzi o ślub. Niestety, ślub na hawajskiej plaży kojarzył nam się z czymś bardziej romantycznym. Jak widać życie to nie film i muszę przyznać, że w moim odczuciu wyszło to dość kiczowato.
Wokół ludzie kąpali się, plażowali, robili sesje zdjęciowe i w tym samym czasie pan z wieńcem na głowie udzielał ślubu. Na koniec jeszcze na czymś zatrąbił. 😉