Machu Picchu, czyli zaginione miasto Inków. Prawdopodobnie pierwsza rzecz jaka przychodzi do głowy kiedy myślimy o Peru. Miejsce, gdzie wszyscy odwiedzający ten piękny kraj prędzej czy później docierają. My również lecąc do Peru wiedzieliśmy, że musimy tu się znaleźć. Mieliśmy na temat tego miejsca jakieś wyobrażenia, jednak niezwykle miło było je skonfrontować z rzeczywistością 🙂
Zanim o tym jak dotrzeć na Machu Picchu chciałabym wspomnieć kilkoma słowami o tym cudzie świata. Machu Picchu jest opuszczonym miastem Inków z XV wieku. Równocześnie jest najlepiej zachowaną metropolią tego państwa. To, że uchowało się przed m.in. konkwistadorami ma związek zapewne z jego położeniem. Wszak Machu Picchu znajduje się na grzbiecie górskim 2430 metrów nad poziomem morza (przełęcz między Huayna Picchu i Machu Picchu w Andach Peruwiańskich).
Wielcy archeologowie uważają, że Machu Picchu wzniesione zostało podczas panowania cesarza Inków Pachacuti (1438-1472). Miejscowi zbudowali tę górską metropolię około roku 1450, żeby opuścić ją sto lat później w czasie hiszpańskiego podboju. Przez wieki pozostawało opuszczone, wiedzieli o nim tylko okoliczni mieszkańcy, którzy nie wysypali się Hiszpanom. Machu Picchu odkryte zostało dopiero w 1911 roku. Prawie 100 lat później bo w 2007 roku miejsce to wybrane zostało jednym z Nowych Siedmiu Cudów Świata.
Miasto pełniło funkcję centrum ceremonialnego, obronnego, ale przede wszystkim gospodarczego. Mieszkańcy to ponoć była sama śmietanka: arystokraci, kapłani, żołnierze no i oczywiście m.in. opiekunowie świątyń. Machu Picchu składało się z dwóch części: na dole domy kryte strzechą, warsztaty rzemieślnicze, tarasy uprawne o szerokości do 4 m (dzięki którym można było wyżywić całą okoliczną ludność), a na górze Świątynia Słońca, Grobowiec Królewski, Pałac Królewski oraz Intihuatana (największa inkaska świętość – rytualny kamień związany z kalendarzem Inków).
Żeby dostać się do Machu Picchu trzeba odrobinę samozaparcia. Najpierw trzeba oczywiście przylecieć do Peru, najprawdopodobniej do Limy. Następnie przelot do miasta “pępka świata”, czyli Cuzco. Potem czeka Was już tylko podróż do Aguas Calientes.
Jako że dzienny limit miejsc wynosi 2,500 osób, a chętnych jak wiadomo jest wielu, zdecydowaliśmy się na wcześniejszy zakup biletów na Machu Picchu przez internet. Dodatkowo wykupiliśmy wejście na Huayna Picchu, gdzie limit dzienny to 400 osób. Łącznie kosztowało to 152 sole. Oprócz tego wjazd i zjazd busem kursującym z Aguas Calientes pod bramę Machu Picchu to koszt 18 USD. Ponieważ przeczytaliśmy w internecie, że jest to nieduży dystans i można spokojnie przejść go pieszo, gdy zobaczyliśmy ogromną kolejkę do busów zdecydowaliśmy się na ten krok. Nie polecam! Zajęło nam to naprawdę sporo czasu, a gdy dotarliśmy na szczyt byliśmy mega zmęczeni a przed nami było wejście na Waynapicchu (Huayna Picchu), które też wymagało sporo wysiłku. Dlatego droga powrotna (pomimo dużo dłuższej kolejki) odbyła się busem.
Gdy zmęczeni i zdyszani dotarliśmy pod bramę Machu Picchu naszym oczom ukazał się niezwykły widok, jak ze zdjęć! Ale jeszcze lepszy bo prawdziwy 🙂 Zapomnieliśmy szybko o zmęczeniu i ruszyliśmy dalej.
Mama said be cool na Machu Picchu! TAK! 😉
Zaginione miasto Inków oprócz pięknych widoków zafundowało nam mnóstwo wysiłku. Wejście na Huayna Picchu również nie okazało się błahostką…
Na koniec jeszcze przyjemność, której nie mogliśmy sobie odmówić, czyli karmienie lam 🙂 Tym sposobem pobyt na Machu Picchu możemy uznać za w pełni udany!
Kiedy zjechaliśmy w dół do Aguas Calientes (miejscowości startowej pod Machu Picchu) byliśmy dość zmęczeni. Pamiętajcie wziąć ze sobą duży zapas wody. Pierwsze co Hubert zrobił po powrocie do wioski to poleciał po wielką butelkę piwa (będzie z półtora litra) a potem wypił ją duszkiem 🙂 True story.
Cudowne zdjecia <3
http://xoprimaxo.blogspot.com/
uzaleznilam sie! bede czesciej 🙂
bajeczna wyprawa 🙂 piękne zdjęcia 🙂 zazdraszczam podziwnia taaakich widoków!
zaprszam tez do siebie: http://www.stopmymoments.blogspot.com
Oh my good! I always look your posts with a huge interest, but especially this time I’m like *wow*. That definitely is a must see place, someday will go there, I’m sure! Loving your pics, you seem always so happy, keep it up guys! 🙂
Greetings from Finland!
Finland? Also a must see place 🙂
Widoki zapierające dech w piersiach. Wysiłek się opłacił.
Trafiłem do Was przypadkiem, ale miło zobaczyć, że ktoś zrobił niemalże taką samą trasę co my (nie wiem czy byliście w Puno?), a nawet jedliście w tej samej knajpce w Paracas (wiem, że za wiele ich tam nie było, ale jednak). Powodzenia!
http://sztukapodrozowania.wordpress.com/2013/12/01/peruwianska-eskapada/