Aaaah te Koh Lipe. Istny raj! Pływanie w przejrzystej wodzie, stąpanie po miękkim jak mąka piasku, zachwyty nad piękną pogodą, patrzenie na niebieskie niebo, wygrzewanie na słońcu, jedzenie, jedzenie, jedzenie, podziwianie zachodów słońca na plaży… a w nocy gwiazd. I tak w kółko. Czy to sen? Nie, to Koh Lipe.
Jak dotrzeć na Koh Lipe?
Dotarcie tam wcale do najłatwiejszych nie należy. Potrzeba 2-godzinnego lotu z 7-godzinną przesiadką w Stambule, kolejnych 9 i pół godziny z głową w chmurach, niecałej doby w dusznym Kuala Lumpur, krótkiego przelotu nad wyspami archipelagu Langkawi, nocy spędzonej w jednym pokoju z jaszczurką (vel. Pytonem) i w końcu 90-minutowego rejsu.
Nie po to przecież cały ten wysiłek, cała podróż, aby zobaczyć stolicę Malezji – Kuala Lumpur (w którym notabene już byliśmy) i cześć. Nie po to nawet, by zawitać na największej malezyjskiej wyspie – Langkawi (chociaż to też). Ale jak się okazało na miejscu, głównie po to, żeby zatrzeć dość średnie wrażenie o Tajlandii (z Krabi) i przez dwa dni rozkoszować się wakacjami na rajskim skrawku na Ziemi.
Choć początkowo celem miało być samo Langkawi, dotarcie na Koh Lipe jest tak proste (dość komfortowy prom), że grzechem by było, będąc tak blisko, odpuścić sobie to miejsce. Oj tak, plułabym sobie w brodę.
Rejs na Koh Lipe
Zanim jednak na dobre rozpoczęliśmy zwiedzanie malezyjskiej wyspy, już siedzieliśmy na promie. Jeżeli jednak wolicie stopniować napięcie to polecam kolejność Langkawi – Koh Lipe, a nie na odwrót, tak jak u nas. My trochę z niecierpliwości, trochę z ciekawości, odrobinę z obawy (że coś się wydarzy i jednak nie dotrzemy), już następnego dnia po wylądowaniu na Langkawi, z samego rana staliśmy w kolejce w porcie Telaga.
Bilety kupiliśmy co prawda wcześniej przez internet, ale ta przyjemność i tak nas nie ominęła. Cena rejsu za osobę to ok. 100 PLN w jedną stronę (na miejscu i online jest prawie taka sama). Po zakupie biletu widniała informacja, żeby stawić się w porcie już na 2 godziny przed rejsem. Jak się okazało tylko po to, aby stać w kolejce, no i wziąć pieczątkę wyjazdową z Malezji, a potem… pożegnać się na jakiś czas ze swoim paszportem.
Jak można się domyślić, na Koh Lipe z racji swoich rozmiarów, nie ma wielkiego portu. Ba, nie ma żadnego portu. Jak odbywa się, więc transport na wyspę? Otóż, statek zatrzymuje się w bezpiecznej odległości od lądu (tak, aby nie ugrzęznął na mieliźnie), a po pasażerów kolejno przypływają drewniane tajskie łódki, tzw. long boaty. Żeby wszystkich przewieźć, łącznie z bagażami, potrzeba było kilkanaście takich łódek.
My oczywiście siedząc na górnym pokładzie, załapaliśmy się na ostatnią z nich. Mieliśmy, więc sporo czasu, aby popatrzeć na wyspę z oddali. I już wtedy wiedzieliśmy, że będzie dobrze!
Pierwsze kroki w raju… na Koh Lipe
Wyskakujemy z łódki tuż przy brzegu i w końcu możemy poczuć tę cieplutką wodę i miękki piasek. A oczy aż bolą od tych niewiarygodnych kolorów. Jest cudnie, to będą super wakacje (chociaż bardzo krótkie). Ale hola, hola, spokojnie. Nie mamy przecież paszportów. Stajemy, więc w tłumie, razem z innymi turystami i czekamy. W końcu z ogromnego pudła jakiś Taj zaczyna wyjmować dokumenty podróżnych. Wyczytuje narodowość, czasem nazwisko. Totalna rzeźba. Każdy tak naprawdę może wziąć paszport każdego. Jakimś cudem jednak każdy dostaje swój. Uff.
Teraz spokojnie możemy iść na główną ulicę – Walking Street i poszukać naszego hotelu. Nie zabiera to dużo czasu, w końcu wyspa ma 3 km długości i 1,5 km szerokości. 😉
Gdzie spać na Koh Lipe?
Zdecydowaliśmy się na noclegi w hotelu The Green i mimo, że nie jest on usytuowany przy plaży, to był bardzo dobry wybór. Obiekt jest nowy, czysty, w dobrym standardzie i z przemiłą obsługą. Po ostatnim pobycie na Krabi, byliśmy aż w lekkim szoku, że jest tak miło i nikt nas nie próbuje oszukać. Warto było dać drugą szansę Tajlandii. 😉
Plaże na Koh Lipe, które trzeba zobaczyć
Nie tracąc czasu, którego i tak jest mało, bierzemy szybki prysznic i ruszamy na plażę!
Sunset Beach
I już za chwilę siedzimy na pierwszej z trzech głównych plaż Koh Lipe. Na początek trafiamy na Sunset Beach i jest nam tu tak błogo i przyjemnie, że zostajemy do końca dnia. Kąpiemy się, snorkujemy, gramy w piłkę, opalamy, oczywiście z przerwami na pyszne pad thaie, zimne piwerko i kokosy, które konsumujemy na plaży. A wieczorem… zachód słońca, w końcu jesteśmy na Sunset Beach.
Sunrise Beach
Kolejny dzień? No cóż, będę monotonna – kolejna plaża. Takie uroki Koh Lipe. Tym razem Sunrise Beach. Znacznie dłuższa, mniej kameralna niż Sunset Beach, zakończona charakterystycznym „cyplem”, z jeszcze bardziej niesamowitym kolorem wody.
Co można robić na plaży sami wiecie. Rozrywki nie różniły się znacznie od tych z dnia poprzedniego. W końcu to wakacje w Tajlandii. Po za tym przy takim upale i w taką pogodę to jedyne co można zrobić to wskoczyć do wody.
I nie tylko nam było gorąco.
Pattaya Beach
I to już prawie koniec, następnego dnia powrót na Langkawi. Na szczęście dopiero o 16, więc zdążymy jeszcze zahaczyć o ostatnią plażę – Pattaya Beach, zwłaszcza, że to tu przypływają i odpływają promy. Żeby było szybciej skorzystaliśmy z usług „taxi”.
Można powiedzieć, że Pattaya to najgorsza plaża z tych na wyspie. Ale patrząc na te obrazki słowo „najgorsza” jakoś nie za bardzo mi pasuje. I pewnie jakbym nie widziała dwóch poprzednich plaż, to mogłabym się nią tylko zachwycać.
Gdzie zjeść na Koh Lipe?
Restauracja, która na prawdę dobrze nas ugościła niestety nie zdążyła być przez nas zapisana a google maps nie pokazuje zbyt wiele. Jej lokalizacja to „pierwsza od cypla”, gdy wejdziecie na Sunset Beach to idźcie w prawo do końca. Pierwsza od końca plaży to ta knajpa, w której warto zjeść 🙂
A co, gdy słońce już zajdzie? Jakie atrakcje znaleźć można na Koh Lipe? No cóż, opcji nie ma zbyt wiele, ale jak na tak krótki pobyt, te co były w 100% nas zadowalały.
Otóż można: wybrać się do którejś z licznych knajpek na głównej ulicy, by próbować kolejnych dań jednej z najlepszych kuchni świata. Owoce morza, świeże ryby – tak tego nam zawsze brakuje w Polsce. A, więc z lekkim sercem (ceny przecież nie odstraszają), zapełniamy swoje żołądki przeróżnymi smakołykami.
A gdy już uda nam się wyturlać z restauracji, to możemy: wziąć butelkę zimnego Changa, usiąść na plaży i patrzeć w gwiazdy.
Powrót z Koh Lipe do Malezji
Pobyt tutaj wykorzystujemy do cna. Na statek płynący na Langkawi wchodzimy w mokrych strojach kąpielowych. Koh Lipe na długo zostanie w naszej pamięci. Mam nadzieję, że w przyszłości nie zamieni się w taki kurort jak Ao Nang, bo turystów jest tu coraz więcej. Wolałabym żeby było tu tak spokojnie jak na Koh Lancie czy Koh Ngai.
Ważna informacja dla tych którzy, chcieliby się tutaj wylegiwać w nieskończoność – wiza jest tylko na 15 dni.
Prawdziwy raj. Lubie takie miejsca a nie pseudo Irany czy Szpitsbergeny u innych blogerów.
High five! 😀
Wspaniałe zdjęcia!
dzięki!
Kolejny raz bardzo fajny i ciekawy wpis, niesamowite widoki + przyjemne czytanie, dzięki! 🙂
Pozdrawiam.
Dziękujemy bardzo i pozdrawiamy!
:))))
Co ciekawego można było zobaczyć podczas snorkowania ;-)?
Rybki i rafę 🙂 Polecam
Bardzo fajnie sie czyta- musze tam lecieć 😀
Pozdrawiam:)
dzięki!:) Polecamy bardzo.
Powiedz proszę jak wygląda kwestia wizy na Koh Lipe? Trzeba załatwiać coś wcześniej czy jest wbijana za darmo i bez problemu podczas rejsu z Langkawi?
Wiza jest wbijana bez problemu, paszporty zabierają przed rejsem z Langkawi (trzeba być trochę wcześniej) i oddają na Koh Lipe z wbitą wizą:)
I jeszcze jedno pytanie, jak z transportem z lotniska do portu?
Na lotnisku mnóstwo osób oferuje transport, nie powinno być problemu
Dziękuję za odpowiedź 🙂
Cześć, jakiego sprzętu użyliście do zdjęć podwodnych?
Cześć. Było to Go Pro Hero 3 Black 🙂
Jesteśmy właśnie na Koh Lipe. W zeszłym roku było „grane” Krabi i Ao Nang. Przyznam szczerze, że miło wspominam Ao Nang. Nikt nie próbował nas oszukać ani okraść, jedyne co mi nie odpowiadało to plaża i niezbyt czysta woda. Dopiero wykupując na miejscu wycieczki na różne wyspy, mogliśmy zachwycać się krystaliczną wodą i przepięknymi plażami.
Jak jest na Koh Lipe teraz? Ogrom ludzi. Tłok. Walking Street jest pasażem handlowym rodem z Mielna z knajpkami. Ale widoki, klimat i plaże oraz woda rekomopensują nam wszystko. Jest absolutnie cudownie. Jutro „fishing trip” z lokalnym rybakiem – Luby jest wędkarzem i widząc, jak wielkie żaglice można złowić, bardzo się napalił. Pojutrze – nurkowanie z butlami.
My lecieliśmy z Bangkoku do Phuket około 1.5h, przybywając do Tajlandii, na lotnisku dostaliśmy 90-dniową wizę. Z Phuket 6h speed boatem na wyspę. 🙂